„Zmorojewo” Jakuba Żulczyka ubrało się w ładniejszą, bardziej designerską – jakbyśmy dzisiaj powiedzieli – okładkę i wychodzi do Was ponownie na rynek książki, tym razem spod skrzydeł Wydawnictwa Agora. Dla tych, co się pogubili – Jakub Żulczyk popełnił powyższą historię przygodowo-fantastyczną dla młodzieży 8 lat temu. Jak sam zresztą mówi – jedną ze swoich ulubionych opowieści. Czy jest sens wracać do starych rzeczy? Powiem krótko – niektóre rzeczy się nie starzeją. Tak jest ze „Zmorojewem – przez bramę tego świata ciągle chce się przechodzić . Mimo, że mrocznie i  momentami strasznie.

Fantastyczne reguły gry

Co się za tym wszystkim kryje? Jakub Żulczyk miesza nam w tej historii postacie realne z fantastycznymi. 15-letni Tytus,  chłopak trwoniący nieco od ludzi, który zamiast piłki nożnej ślęczy godzinami i studiuje zjawiska paranormalne, wybiera się na wakacje na wieś do dziadków. Mazurskie jeziora i lasy – kto nie lubi do tego wracać? Głuszyce tym razem zapewnią bohaterowi nie lada emocji. Będą to wrażenia romantyczno – detektywistyczne. Tytus nie tylko się zakocha ( wątek miłosny zresztą zrobiony jest tutaj naprawdę dobrze, poczynania bohaterów chce się śledzić i nie mamy wrażenia przeromantyzowania. Ufff). Przede wszystkim będzie musiał stanąć przed zadaniami przerastającymi jego dotychczasowy świat. Rozegra się walka dobra ze złem. Głuszyce okażą się epicentrum tych dziwnych zjawisk- miasto widmo, zamki, znak zmory, Lustro Twardowskiego, Świtezianka czy Kwiat Paproci. Słowiańsko znaczy się. Zainteresują nas również przerażający bohaterowie równoległej rzeczywiści, o której zwykli mieszkańcy wioski starali się zapomnieć. W „Zmorojewie” właśnie klimat i bohaterowie robią tak zwaną robotę. Cała plejada strzyg, słowiańskich diabłów oraz zupełnie wykreowanych przez autora dziwadeł wypłynie na powierzchnię i będzie nas wodzić za nos. „Wakacje z duchami”, „Władca Pierścieni” czy „Harry Potter? Skojarzeń tutaj sporo, bo i konstrukt fabularny nie jest eureką. I choć my to już wszystko gdzieś widzieliśmy- nie ma to najmniejszego znaczenia dla…przyjemności czytania! Wydaje się nawet, że Jakub Żulczyk z premedytacją używa klisz, które już wcześniej  grały – jakby ustalał takie właśnie zasady. Jedno jest pewne- napięcie będzie rosło…

Na koniec

Dla młodzieży i dorosłych, zabawna, ironiczna, tworząca plany i trzymająca w napięciu. Momentami straszna, dobrze napisana – z tym co lubię – klamrami i powtórzeniami, które tworzą literacką melodię (w nią mi graj!). Język plastyczny, tam gdzie trzeba „szeleszczący” (las zaszumi złowrogo). No i odniesienia do popkultury, Żulczyk to Żulczyk- on posiada klucz do targetu najbardziej trudnego – nastolatków. A i książka ładnie na półce wygląda. W kwietniu dostaniemy część 2. „Świątynie”, co by się dobrze czytało i prezentowało.

Dziękuje za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego