Już za parę dni, za dni parę, weźmiesz plecak swój i gitarę…

Doprawdy nie wiem, czy jeszcze śpiewa się takie piosenki na obozach harcerskich i czy u Was ciągle aktualne są namioty, lasy, łąki i jeziora. Dla mnie to nieustannie kwintesencja lata. Gdziekolwiek się nie ruszę w tym najbardziej magicznym miesiącu ☀lipcu🍀 zabieram ze sobą książki. Czytam wolniej, bo zupełnie inaczej czyta się płynąc rzeką na kajaku, słysząc dookoła koncert ptaków, będąc otoczonym parawanem zieleni i naturalnego piękna. W litery się nie patrzy, tylko zerka. A do zerkania najlepsze są takie książki, które już się kiedyś przeczytało, co więcej, przeczytało się je po wielokroć, książki ulubione i zaprzyjaźnione.

Więc wlokę je ze sobą za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że już nie są w stanie mnie zaskoczyć. Są ze mną nawet wtedy, gdy od schroniska do schroniska łażę po górach z plecakiem – domem. Wtedy mogę naprawdę poczuć ich ciężar. Nieznośną lekkość bytu;) Moje ulubione lektury wiele przeszły. Jak to w życiu:) Właśnie wróciłam z wyprawy. Rozpakowywanie to najmniej przyjemna część egzystencjalnych rutyn. Dobrze, że przerywam ją pisaniem tego teksu. W pobrudzonym od deszczu i błota, z nieproszonymi liśćmi w środku oraz kopalnią piachu na dnie, wyciągam nostalgicznie z plecaka:

 

Kontynenty nr 1/2019

Osobiście prenumeruje ten magazyn podróżniczy od dwóch lat. I trudno mi wyobrazić sobie, ze go nie mam pod ręką. Przyzwyczaić się do dobrego łatwo, łatwo również być w różnych zakątkach świata dzięki naszym polskim, cudownym reporterom i podróżnikom. Poziom tekstów czasami taki, że zapominasz o przyjaciołach, z którymi miałaś/eś spędzić czas. Zaletą są również  publikowane przedpremierowo fragmenty książek – mamy poczucie, że jesteśmy pierwsi:)  Co więcej? Ogrom arcyciekawych fotografii, podróż ujęta w różnych aspektach, relacje  różnorodne, wszystko zależy od osobowości i wrażliwości opowiadacza. Ta wielogłosowość to cecha, którą cenię. A w najnowszym numerze będziecie mieli okazję  przejść się przez Armenię, Szkocję i Amerykę, dotrzecie do tadżyckiej jurty w Pamirze; by potem zrobić sobie przerwę na hinduskie święto Kumbh Mela; pójść do otwierającej się na świat Birmy; wybrać się w rejs barką po Ukajali; w lot nad Namibią, z Argentyny aż do gwiazd. Czego chcieć więcej!? No może tego, by kiedyś zobaczyć to wszystko na własne oczy:)

 

Virgninia Woolf, Własny pokój, tłum. Agnieszka Graff, wyd. OsnoVa

Świetna to rzecz, nowe wydanie znanego eseju Virgnii Woolf „Własny pokój”, w tłumaczeniu i ze wstępem błyskotliwej Agnieszki Graff oraz…kilkoma ciekawymi wywiadami Sylwii Chutnik oraz Karoliny Sulej z kobietami niezależnymi i silnymi, dla których idee ujęte w eseju brytyjskiej pisarki stały się niejako drogowskazami wcielonymi w życie. O eseju Virginii Woolf, dalej aktualnym, który mobilizował kobiety do tego, aby żyły na własnych zasadach, nie poddając się ślepo przygotowanym dla nich przez społeczeństwo rolom społecznym – o tym można by napisać wiele.  Esej jest doskonały naukowo i literacko. Bez dwóch zdań. Warto przypomnieć go sobie właśnie w otoczeniu natury. Wydawnictwo OsnoVa dokłada nam więcej ciekawych treści. Wywiady, o których wspominałam, czy to z Martyną Wojciechowską, czy z Edytą Bartosiewicz, Joanną Bator, Magdaleną Cielecką i innymi, powodują, że zaczynamy chcieć coś zmienić w naszych własnych życiach. Polecam!

 

Szymborska, zawsze!

Tym razem chwyciłam i spakowałam tomik Wisławy Szymborskiej „Chwila”. Trudno opisać , jak bardzo cenie sobie wiersze tej poetki. Otulają. Inicjują. Chcąc, nie chcąc, chaotycznie porządkują. Są zawsze zaskoczeniem, czytane w innej i nieplanowanej mikro sekundzie. Za każdym razem,  z czułością rozglądam się po nich dookoła. Rażą dobrocią. Lubię je zabierać, bo czasa



mi tylko na nie mam ochotę.

 

 

 Jakub Żulczyk, „Zmorojewo” 

Żulczyka się po prostu czyta. Bez wymaganego skupienia, tak o! „Zmorojewo” (Wydawnictwo Agora) jest doskonałą przygodą dla młodzieży i dorosłych, którzy akurat wypoczywają na wakacjach pod namiotem. 15letni Tytus, banda słowiańskich stworów i zmory, zjawiska paranormalne na mazurskiej wsi.  Dobrze jest sobie przypomnieć klimat dzieciństwa, szczególnie, gdy opisany jest tak dobrze literacko i z humorem. No i występuje tutaj pewien brak, który nadzwyczajnie sobie cenię – zero sentymentalizmu.  Banalnym historyjkom, pełnym taniej czułostkowości, mam w zwyczaju mówić nie.

Przy okazji Żulczyk to pewien wariant dobrego serialu Netflixa czy HBO. Możecie potem sięgnąć po drugą cześć tj. „Świątynie” i też będzie fajnie.

No a teraz,niestety, samo się nie wypierze. P. S> Macie dobry patent, jak pozbyć się śladów trawy z ubrań? dajcie znać. Ahoj!