Jak ja uwielbiam czytać! Otworzyć nową zdobycz lekturową. Zaszyć się w cichym domowym ciepłym kącie.

Jak ja uwielbiam mnogość historii, które wślizgują się we mnie. Różnorodność bohaterów, którzy zawracają moją głowę.

Wczoraj na przykład poznałam Simone, czarownicę Puszczy Białowieskiej, polską królewnę śnieżkę. Czuje, że zaprzyjaźniłyśmy się na długo z Kossakówną.

Znam się już dobrze z Sylwią Plath, Virginią Woolf, Zofią Nałkowską, Marią Dąbrowską, Marią Czubaszek. Uwielbiamy się z Prusem, Dostojewskim, Tołstojem.. Jesteśmy w bliskim związku ze Stasiukiem, Proustem.

Lubię śmiać się z autora, że głupi i naiwny. Lubię czuć się głupio, gdy autor przytknie mnie w nos, pokaże gdzie jest moje miejsce.

Konfrontacje. Nienawiści. Emocje. Tyle dowiedziałam się o swoich złych stronach. Tyle demonów obudziło się we mnie. W życiu bym nie sprawdziła swojego czarnego pokładu, nie czytając.

A jakie mam serce! Patrzę czujnie, wącham oczami wyobraźni, pomagam, rozwiązuje problemy w głowie, analizuje charaktery, bawię się puentami.

Jeszcze bardziej uwielbiam moment, kiedy napełniona tym wszystkim odkładam książkę, i wracam, biegnę czym prędzej , idę do życia żytego tu i teraz. Mojego. Do moich prawdziwych bohaterów na co dzień. Powroty są najciekawsze. Bez nich czytanie nic by nie znaczyło.