Jakoś tak dziwnie kręci mi się w głowie po przeczytaniu książki Mikołajewskiego „Wielki przypływ”.
Tłem lektury jest jedna z piękniejszych wakacyjnych wysp, którą zwykło nazywać się (o ironio!) wyspą nadziei. Lampedusa – bo o niej mowa – to włoska wyspa, której raczej bliżej do Afryki niż do Włoch, leży między Sycylią a Tunezją. Iście wymarzony klimat śródziemnomorski – lazurowe wybrzeże, złociste plaże, śródziemnomorska roślinność i słodkie zapachy to elementy, które są wpisane w egzystencję Lampedusańczyków. Niestety opowieść, o której będzie mowa, nie ma nic wspólnego z wakacyjną i beztroską aurą. Bliżej jej do horroru.
Przyczyny zawrotu głowy
Skąd ten zawrót głowy, zapytacie? Otóż z powodu pewnego paradoksu. Piękna i słoneczna Lampedusa leży na szlaku morskim, przez który do Europy docierają uchodźcy. Słońce nad nią jest świadkiem dramatycznych ludzkich wydarzeń. Od przeszło 2011 roku dzieje się tu tragedia, z którą próbują poradzić sobie mieszkańcy ten urokliwej krainy. Jest nią „Wielki przypływ” ludzi Stamtąd: Afrykańczyków, Syryjczyków, Libijczyków. Niestety, sytuację potęguje fakt, że uchodźcy nie zawsze docierają żywi. Lampedusańczycy są świadkami prawdziwego horroru. Więc jeżeli leżycie sobie właśnie gdzieś tam na plaży, pomyślcie w jakim miejscu odpoczywacie? Nieświadomość jest gorsza od wiedzy. Uświadomienie sobie, że pod moim kocem kilka miesięcy wcześniej mógł leżeć martwy człowiek, nie jeden zresztą ale tysiące, ma znaczenie.
[…] widziałem już tylko trupy, trupy, trupy, trupy… Trzysta sześćdziesiąt osiem. Nie trzysta sześćdziesiąt sześć [Wielki przypływ].
Problem przypływających to naprawdę skomplikowana, wielowarstwowa procedura nieszczęść. Oni są w stanie zaryzykować własne życie, byleby dopłynąć do bezpiecznej Europy. Wykupują miejsca na łodziach płynących do Włoch, zdając się na łaskę przemytników. Uciekają czym się da: kutrami, zdezelowanymi łodziami. Wielu z nich, w drodze po lepsze życie, ginie w morskich wodach. Morze Śródziemne pochłania tysiące ludzkich istnień. Mieszkańcy wsypy przede wszystkim nie potrafią zrozumieć, że w XXI wieku ludzie zmuszeni są do takich zwierzęcych „podróży” przez morze, bardziej oburza ich ten fakt, niż problem zasiedlania wyspy przez „obcych”. Okazuję się, że w tej czarnej sytuacji, w tym pierwszym bezpośrednim kontakcie z uchodźcami, ważniejszy od strachu jest bezwarunkowy odruch pomocy.
Mieszkańcy próbują opowiedzieć swoją historię
Mikołajewski w „Wielkim przypływie” oddaje głos mieszkańcom wyspy. Wydaje się to uprawomocnione, skoro to oni jako pierwsi witają się z uchodźcami, żyją obok nich. Wielogłosowość reportażu sprawia, że historii mamy kilka, każda jest przedstawiona z nieco inne perspektywy.
Głos lekarza Pietro Bartolo:
Refleksja lekarza Lampedusy:
Nie funkcjonuje cała reszta. Ratujemy tych ludzi, bo ratować i pomagać jest rzeczą słuszną. Konieczną. Bóg wie, ilu utonęłoby w morzu bez tej pomocy. Ale dlaczego pozwala się im podejmować takie ryzyko? Dlaczego pozwala się im decydować na taką podróż? Dlaczego wzbogacamy tych sukinsynów po drugiej stronie, którzy organizują przeprawy? Tych bandytów? Powiedziałem kiedyś prowokacyjnie: zmieńmy to, sami zarabiajmy na uchodźcach. Wydajemy górę pieniędzy: na okręty wojskowe, helikoptery, lekarzy, policję. Ile milionów idzie na to wszystko? A ci biedacy i tak wciąż cierpią, wciąż giną [tamże, s. 34].
Warsztat
Jarosław Mikołajewski jest poetą ( poetyckie opowiadania „Dolce vita!” ). „Wielki przypływ” poskładany jest w liryczne obrazy, czytając pracują nasze zmysły. Stąd ten zawrót głowy. Świeci słońce, pachną agawy, słychać cykady w tle, a tutaj na pierwszym planie staje nam człowiek przegrany, ze smutnymi oczami, nierozumiejący obojętności innych, bezradny, wściekły, niepogodzony, przerażony, zawiedziony. Europą . Obok niego trupy. Trupy dzieci, kobiet i mężczyzn. Ludzie poszukujący. Przemieszczający się w inne miejsce, gdzie bezpieczniej i gdzie da się żyć. Lepiej.
Jarosław Mikołajewski, „Wielki przypływ”
Wydawnictwo: Dowody na Istnienie, Warszawa 2015
s. 131.
Skomentowane przez Anna Chlewicka
„Lukier” Malwiny Pająk- opowieść bez cukru
Każdy ma swoje odczucia i wyraża własną opinię. Jest ...
Centrum tragedii na obrzeżach egzystencji. Artura Domosławskiego „Wykluczeni”
Dzięki za cenne rady. U Ciebie też ambitnie. Z uwagą ...
Żółtymi drogami w nieskończoność – Stasiuka „Osiołkiem”
Komu jak komu, ale Stasiukowi warto dać drugą szansę. ...
Ciemno, prawie noc
Polecam również najnowszą "Wyspa łza".Pozdrawiam
Metafizyczna pustka?
Książka ma dla Ciebie w takim razie szczególny ...