Spontanicznie i bez większego zaangażowania sięgnęłam po książkę Andrei Gonzales i Sophie Houser „Superkoderki” Wydawnictwa Czarna Owca. Książka dla nastolatek – pomyślałam. Szybko pójdzie. I jedna jedyna rzecz okazała się słuszna – czyta się w mgnieniu oka. Poza tym – motywująca, empatyczna, zabawna, uniwersalna i dla każdego, opowieść o tym, jak z wypiekami na twarzy i workiem pasji  uchylić sobie furtkę do kariery.

O czym?

W formie pamiętnika, Sophie i Andy opowiadają o tym, jak kurs programowania zmienił całe ich życie.

Andrea, znana w opowieści jako Andy, od zawsze lubiła gry komputerowe i interesowała się nowymi technologiami. Ponieważ w szkole nie było wystarczająco dużo zajęć tego typu, postanowiła zapisać się na wakacyjny kurs. I tak znalazła się w  Girls Who Code. Warsztaty przeznaczone były tylko i wyłącznie dla dziewczyn – taka grupa wsparcia, aby do informatycznego środowiska przebić się z żeńskim pierwiastkiem. Bo kto jeszcze tego nie wie, niech teraz się dowie, że  zaledwie w 20% środowisko to stanowią  kobiety.

Na kurs zapisała się również nieśmiała i mało pewna siebie Sophie. Tak dziewczyny się poznały. I choć przyjaźń jest tutaj bardzo ważna, najistotniejszy okazuje się wspólny projekt, angażujący milionową społeczność internautów i właścicieli wielkich korporacji informatycznych. A zaczęło się niewinnie…

Kurs zorganizowany przez Girls Who Code dawał możliwość opanowania zasad programowania od podstaw. Świetnym przykładem jest Sophie, która z tego typu doświadczeniem wcześniej w ogóle nie miała styczności. Czyli…każdy z nas dałby radę!

Na warsztatach uczestnicy poznawali, jak przekształcać idee w aplikacje. Aż tu nagle, na zakończenie i zaliczenie kursu trzeba było wykonać  autorski projekt finiszujący. Tak narodził się w głowach Sophie i Andy pomysł stworzenia angażującej gry wideo…

dsc_0628

2 x TAK

Tak –  to kolejna  pozycja, której przyświeca idea Girl Power,  i którą – niestety- przeczytają tylko dziewczyny. Chłopaki zignorują i nawet o krok nie zbliżą się do świata, którego zrozumienie mogłoby ułatwić im kontakt z płcią przeciwną. My im w tym pomożemy, szablonując, sugerując, co dla kogo jest do czytania.  A szkoda. Więc chciałabym tutaj napisać, Chłopaki! „Superkoderki” są również dla Was, zobaczcie jak trudno bohaterkom było przebić się przez zdominowane przez mężczyzn środowisko związane z informatyką i postawić w nim kilka swoich odcisków. Poznajcie tematy, które dziewczyny martwią i to wcale nie będą szminki oraz ciuchy! Czytajcie.

Po drugie, tak – to jest książka na wskroś amerykańska, gdzie spełnia marzenia każdy i wszystkim się to udaje. Idealna pigułka dla naszej marudzącej, nieco zakompleksionej  mentalności. Wyswabadza. Wyjmuje z plecaka bzdury, które powkładał nam przez lata polski system edukacji. Pokazuje, że wiedza może być emocjonująca. Użyteczna. Zatrważająca! Bo „Superkoderki” to książka, która ma super moc. Niby zwykły maszynodruk, trochę liter na papierze, a jednak- młot pneumatyczny! Można by ją puścić na TEDx Talks, by waliła po uszach i motywowała do działania. Jest duża szansa, że po jej przeczytaniu, spróbujesz coś zakodować. Instrukcje masz w środku.

dsc_0620

dsc_0623

Temat kreatywny

Tematem, którego podjęły  się bohaterki w projekcie końcowym kursu była menstruacja, a raczej  tabu z nią związane. Gdy przez moment, czytając „Superkoderki” przejdzie Wam przez głowę myśl, że to mało poważne, bulwersujące i głupie, oznaczać będzie, jak ważnego zadania podjęły się dwie nastolatki! Dziewczyny wiedziały, co robią i pociągnęły sprawę po mistrzowsku. Menstruacja nie jest głupia, a gadanie o niej to nie zbędne bzdury. Skoro tryskająca krew w agresywnych grach typu strzelanki ciągle mniej oburza niż  krew menstruacyjna, jest o czym mówić.  I tak Sophie i Andy  postanowiły zrobić coś społecznie użytecznego. Udało się. Krok po kroku poznamy kulisy powstawania gry, która rozeszła się w sieci w jedną noc, wywołując burzę z piorunami! Spowodowała, że bohaterki musiały przygotować się na debatę społeczną, wzmocnić merytorycznie swoje argumenty. Rozpoczęły się wywiady, wizyty w telewizji, później zaproszenia do ważnych firm. Zabawa przerosła wszelkie oczekiwania. Otworzyło się wiele ścieżek. Do podjęcia przyszły nowe decyzje i dylematy. Postawić trzeba było nowe cele. Sporo wszystkiego w tej historii, a raczej herstorii obalającej wszystko. Stereotypy. I to, że nie można, skoro można. A nas, czytających, nauczy ona czegoś, nie chcąc w ogóle niczego nas uczyć. Warto ją poznać.

czarna

Dziękuje za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego