Z komiksami to ja miałam w zasadzie tak, że w ogóle ich nie czytałam. Za mną była jedynie lektura kultowego „Maus” Spiegelmana, reszta wydawała mi się nie warta uwagi.
Zmieniło się. Zaczęło się od polskiej publikacji „Tylko spokojnie” – metaforycznej, prostolinijnej, podszytej czarnym humorem opowieści o … nowotworze. Zero sentymentalizmu. Jakaś skromność przekazu w nim panowała. Delikatność metafor i rysunek, który w sytuacji granicznej niósł więcej niż słowa. I ten humor, balansujący, równoważący. Raził. Przekazem. I zaskoczyło. Kolejnym wyborem było „Morze po kolana” Marcina Kołodziejczyka i Marcina Podolca, Wydawnictwo Wielka Litera. O tym szerzej teraz.
Fabuła
„Morze po kolana” to historia, która rozgrywa się od tzw. sezonu martwego do sezonu turystycznego, w pewnej niewielkiej wiosce – kurorcie nad morzem. Mamy tutaj trzech głównych bohaterów: narratora Mariana oraz dwóch jego kumpli Szczurka i Gumowego. Akcja koncertuje na autobusowym przystanku, mikrocentrum świata, sanktuarium refleksji, rozmyślań nad browarem i fajką.
Bohaterowie utknęli w czasoprzestrzeni zapomnianej prawie przez ludzkość. Paradoksalnie zagnieździli się w miejscu z nie najgorszym krajobrazem. Cieszyć się mogą zielonym lasem oraz błękitem morza. Lepiej niż niejeden mieszczuch, widzący z okna beton. A jednak…Wszystko jest nie tak. Zasypiają codziennie z marzeniem, że od jutra coś zmienią. Ta mantra zatruwa ich egzystencję. Wpadli w to i ciężko im się wyswobodzić. Niektórym na chwilę udaje się uciec, jak np. Marianowi – narratorowi- który postudiował polonistykę w Gdańsku, i ani się nie obejrzał, już był z powrotem na przystankowej ławce, kontynuując filozoficzne rozmowy o życiu. Człowiek z bagażem intelektualnym, z półkami przeczytanych książek…i on też. Tak samo jak ci dwaj bez wykształcenia i żadnych szans, „zszedł na psy” – jak zwykło się mówić.
Wydaje się, że panuje tutaj kompletna nuda, a jednak nie. Historia podszyta jest zniekształconą tragikomiczną polską sielanką. Obraz nieco zapluty, ale treści ciągle ważne.
O ton wyżej
Po co to w ogóle czytać taki trudno-strawny kęs? Książki, wszak po to są, żeby się rozerwać. Facebook jest dla lekkich i przyjemnych treści, w telewizji talk show i programy kuchnia/ moda. Po co, człowieku, zastanawiać się nad skomplikowanym w wiele składowych życiem? No właśnie, po co? Bo to sprawy podstawowe i fundamentalne. Bym rzekła. Żeby zwalczyć bezruch i głupotę. Pozbyć się maniery ciągłego „odmóżdżania się”. – Idziemy? Poszli. Nie ruszają się. [ Beckett]. Żeby się ruszyć.
Marcin Podolec oraz Marcin Kołodziejczak uszyli historię absurdalną nicią. Jeden użył ołówka, drugi klawiatury. Efekt ciąży, jak ta kula u nogi. W sensie, że i kreska i dialogi robią wrażenie. Bohaterowie nadbałtyckiego słonecznego raju o wielu polskich imionach: U Rysia, Verona, Bar Delfino, przyśnią Wam się następnej nocy. Oni obudzą się jak zwykle na kacu, spróbują ogarnąć rzeczywistość, coś tam popracują, tu pomogą tam naprawią, napiją się i tyle. A co zrobimy my?
Skomentowane przez Anna Chlewicka
„Lukier” Malwiny Pająk- opowieść bez cukru
Każdy ma swoje odczucia i wyraża własną opinię. Jest ...
Centrum tragedii na obrzeżach egzystencji. Artura Domosławskiego „Wykluczeni”
Dzięki za cenne rady. U Ciebie też ambitnie. Z uwagą ...
Żółtymi drogami w nieskończoność – Stasiuka „Osiołkiem”
Komu jak komu, ale Stasiukowi warto dać drugą szansę. ...
Ciemno, prawie noc
Polecam również najnowszą "Wyspa łza".Pozdrawiam
Metafizyczna pustka?
Książka ma dla Ciebie w takim razie szczególny ...