FabrykaRecenzji.pl

Diabeł tkwi w szczegółach – Stryjeńskiej porter jakby żywy – recenzja książki „Stryjeńska. Diabli nadali” Angeliki Kuźniak

Dziwne zjawisko. Mogę zacząć pisać recenzję książki dopiero, gdy ustawię czcionkę na Times New Roman 12. Jakby mój mózg był zaprogramowany do myślenia na tych właśnie częstotliwościach. To tak na marginesie. Dla przełamania. Uformowanego. Gatunkowo. Recenzowania.

 „Stryjeńska. Diabli nadali”. O tym przede wszystkim.  Kolejna ciekawa biografia spod pióra Angeliki Kuźniak (wcześniej znane  „Papusza” oraz „Marlene”). Kuźniak zaczyna sama w sobie być marką. Ma smykałkę biograficznego literackiego tworzenia, opisując sylwetkę bohatera powoduje, że staje nam przed oczami człowiek jakby żywy. Tak jest również w przypadku Stryjeńskiej…

O Stryjeńskiej słów kilka

Księżniczka polskiego malarstwa, czarodziejka, boginka słowiańska – tak zwykło się mówić o Stryjeńskiej. Była wybitnie utalentowaną i popularną artystką lat międzywojennych, obdarzoną poczuciem humoru i wdziękiem osobistym. Stała się bohaterką feministek (nielegalnie studiowała w męskim przebraniu w Monachium), przykładem dla indywidualistek (wypracowała swój własny styl nie idąc w pogoni za żadną z mód). Charyzmatyczna, buntownicza, ciągle nękana problemami finansowym, do końca pozostała sobą.

Biografia jak reportaż

Stryjeńską czyta się jednym tchem. Z całą pewnością samo życie napisało malarce barwny scenariusz. Mogłoby się wydawać, że Kuźniak miała niewiele do zrobienia. Nic bardziej mylnego. Wszystko, co zachowało się po Stryjeńskiej, to jej korespondencja ( i obrazy oczywiście). I za pomocą listów przede wszystkim, zdjęć z albumu rodzinnego oraz ilustracji prezentujących malarski efekt pracy, nic ponad to, Kuźniak buduje niezwykle bogaty porter psychologiczny artystki. Idealnie komponuje kolejne rozdziały. Nie komentując, tworzy ciekawą narrację. Nie domyka nic na siłę, i nie spaja dla idei. Nie tworzy 600 stronnicowej księgi, proponuje raczej historię reportażową, ale nie masz wrażenia, że czegoś jest za mało.

Jest tego tyle, że zdążysz przejść się ze Stryjeńską po Warszawie dwudziestolecia międzywojennego,  zobaczysz jak radzi sobie w  codzienności i jak niecodzienna bywa, poznasz jej artystyczny i ludzki  trud istnienia, i nim się obejrzysz okaże się, że  na tę krótką 300 stronnicową chwilę mocno Cię to JEJ egzystowanie zacznie obchodzić.

Ciężar spad na…szczegół

Szczegół, szczegół i jeszcze raz szczegół! To on zaważył i stał się kluczem Angeliki Kuźniak. Szczegół, z którego wycieka kwintesencja życia. Nie faktografie, chronologia i drzewa genealogiczne, ale rysa, pęknięcie, kapelusz, nachalna myśl. Podobnie wyciska z życiorysów potencjał witalny Hanna Kirchner (polecam biografię Nałkowskiej). Obie pisarki skupiają się na detalach, Kirschner i Kuźniak robią z przedmiotami codzienności i artefaktami coś takiego, że w efekcie  odnajdują prześwit prowadzący do  prywatnego świata. Można by rzec, że projektują pigułkę biograficzną, która rozpuszcza się po połknięciu i wyczula.

Polecam.

« »

© 2024 FabrykaRecenzji.pl